Dzisiaj mnie dopadł. Tak znienacka. Weszłam do pokoju i już wiedziałam że to jeden z nich. Tych feralnych wieczorów, kiedy na nic nie masz ochoty. Pogoda ładna, nie za ciepło, nie za zimno, ale nie pójdziesz biegać, bo jesteś zmęczony. Nie zrobisz lekcji, bo głowa cię boli. Sweter i wełniane skarpety nie są w stanie cię rozgrzać. Cały czas jesteś głodny. Wszystko zajmuje więcej czasu niż powinno. A gdy już podejmiesz decyzję o pójściu spać o wcześniejszej porze świat nagle sobie o tobie przypomina i wymaga od ciebie wysiłku.
Nawet nie chce mi się pisać tego posta. Wolałabym leżeć pod moją kołderką w księżniczki, myśleć o tym jaki jutrzejszy dzień będzie dobry(chociaż dobrze wiem, że będzie totalnie do bani), przecież zawsze za doliną znajdzie się wzniesienie.
Wybaczcie, że ten post jest taki lakoniczny, dość pesymistyczny i trochę nudny, ale nikt nie ma codziennie dobrego dnia, nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli. Zapewne nawet Ewa Chodakowska wraca czasem z treningu nie w sosie. Takie jest życie. Sztuka leży w tym, żeby nawet z takich dni do dupy się cieszyć.Ja nie umiem. Może kiedyś się nauczę. A póki co dotrzymuję obietnicy i idę spać.
PS Dzisiaj rano weszłam na wagę i po raz pierwszy od długiego czasu zobaczyłam na wyświetlaczu 56! Potem było co prawda .9, ale to i tak oznacza, że od momentu, w którym ważyłam najwięcej schudłam już 2.8 kg! To osłodziło mój poranek, i to bardzo. Teraz będę walczyć dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz, pozytywny czy negatywny, motywuje do pisania. Staram się odpowiadać na wszystko, co zostawiacie pod moimi postami i zawsze wchodzę na blogi osób, które coś napisały w ramach podziękowania za poświęcony czas :)